Może nie zbawimy całej Megrelii, ale możemy pomóc
W czasie ZSRR promowano koncepcję zdrowego społeczeństwa, które osiągało same sukcesy. Ta polityka wychowania „zdrowego człowieka” nie dawała niejako prawa, przyzwolenia, na istnienie osób z niepełnosprawnością. Obowiązywała zasada „sowiecki obywatel to zdrowy obywatel”. Osoby z niepełnosprawnościami były marginalizowane, niedoceniane i w konsekwencji niejako chowane przez wzrokiem pozostałej części społeczeństwa. Z tego wynika wiele konsekwencji – na przykład znikome dostosowanie infrastruktury całego państwa. Podczas wizyt u nas Gruzini dowiadują się, że ich system rehabilitacji osób niepełnosprawnych jest zły. W Polsce, 30 lat temu, sytuacja wyglądała podobnie. Pokazujemy im, jak może być, dzielimy się naszym doświadczeniem. Ale trzeba w to włożyć ogrom pracy. U nas to rodzice skrzyknęli się, zaczęli zakładać fundacje, szkoły dla osób niepełnosprawnych. W Gruzji nie ma takiego ruchu, bo dzieci niepełnosprawne się ukrywa. O projektach realizowanych przez Fundację VERDA w Megrelii, opowiada Agnieszka Siejka.
Jak trafiłaś do Gruzji?
Jako turystka. Wybierałam się w podróż do Abchazji. W tym czasie moja koleżanka Stasia Budzisz, która jest teraz wiceprezeską naszej Fundacji, prowadziła hostel w Zugdidi. Zaprosiła mnie i pojechałam zobaczyć, jak wygląda życie na pograniczu abchasko-gruzińskim. Życie uchodźców wewnętrznych, bo znaczna część mieszkańców Zugidi to osoby, które musiały wyjechać z Abchazji po wojnie.
W przypadku większości ludzi podróżowanie nie wiedzie do realizacji projektów społecznych.
Na miejscu dużo rozmawiałyśmy ze Stasią o realiach życia w Gruzji, szczególnie w Megrelii. O pracy, a w sumie o jej braku, o uchodźcach, o życiu codziennym i perspektywach, jakie mają młodzi mieszkańcy Zugdidi. Kiedy podróżujesz, masz okazję tylko pobieżnie zapoznać się z realiami życia w danym miejscu. Widzisz piękne widoki, smakujesz lokalnej kuchni, zwykle spotykasz życzliwych i otwartych ludzi. Z takim obrazem „pięknego świata, raju na ziemi” wyjeżdżasz. Niezwykle rzadko zaglądasz pod cienką warstwę „lukru”. Żeby poznać prawdziwe życie, trzeba się w nie zagłębić. Okazało się, że ta część Gruzji to wcale nie jest taka kraina miodem i mlekiem płynąca.
W Zugdidi poznałam wiele młodych osób bez perspektyw, bez pomysłu na życie i bez możliwości rozwoju. Gdy porównałam to z możliwościami, jakie my mamy w Polsce – to było bardzo smutne zestawienie. Rozmawiałyśmy o tym wiele godzin i stwierdziłyśmy, że warto pomyśleć o jakimś projekcie. Że może nie zbawimy całej Megrelii, czy Zugdidi, ale może możemy pomóc kilku osobom.
Dlaczego sytuacja z Zugdidi jest taka trudna?
W wyniku konfliktu gruzińsko-abchaskiego ponad 250 tysięcy Gruzinów zamieszkujących Abchazję musiało uciekać z domów. Wielu z nich mieszka teraz w Zugdidi. Choć kiedyś mieszkali w pięknych domach z widokiem na morze, góry i żyzne ziemie, teraz przyszło im żyć prowizorycznych schronieniach. Mieszkają w budynkach użyteczności publicznej zaadaptowanych na potrzeby bytowe, w budynkach szkół, przedszkoli czy upadłych zakładów przemysłowych. Po 1993 roku zamieszkali tam na chwilę, jak większości z nich się wydawało. Dziś już wiadomo, że praktycznie nie mają szans na powrót do swoich domów.
Obecnie w Megreli mieszka już drugie pokolenie uchodźców wewnętrznych. Niestety dla nich również nie ma większych perspektyw na wyrwanie się z marazmu. Duże bezrobocie, słabe wykształcenie i brak możliwości zmiany tego stanu, jest chyba najbardziej przejmujący. Od zakończenia konfliktu gruzińsko-abchaskiego minęło już ponad 25 lat, a jego pokłosie codziennie widać na ulicach Zugdidi.
Dlaczego do dziś nie udało się im osiedlić stabilnie w Gruzji?
Okazało się, że to bardzo trudne. Są zakładnikami polityki. Władze w niewielkim stopniu pomagają im w osiedleniu się – to byłoby przyznanie, że Abchazja już nigdy nie będzie należała do Gruzji. Po rozpadzie Związku Radzieckiego gospodarka gruzińska jest w stanie zapaści. Nie ma pracy, a co się z tym wiąże i pieniędzy na godne życie. Szczególnie bolesne jest to dla młodzieży, która pozbawiona jest dobrego startu. Kolejnym problemem jest izolacja społeczna uchodźców. Pomimo, że żyją wspólnie z rdzennymi mieszkańcami Zugdidi, to jednak żyją osobno.
W takiej sytuacji potrzeba jest duża zmiana społeczna i mentalna. Nie od razu w całym społeczeństwie, bo to jest proces długoterminowy, ale w myśleniu pojedynczych osób, jednostek, które mogą coś zmienić. W dłuższej perspektywie to te osoby mogą mieć wpływ na resztę społeczeństwa.
Na miejscu poznałyśmy muzyków z zespołu UNDER7 – grającego rocka inspirowanego megrelską muzyką ludową. Pomyślałyśmy, że połączenie muzyki etnicznej z pracą z dziećmi uchodźców, to dobry pomysł na projekt. Od 2015 roku prowadzimy Fundację VERDA, jako zespół mieliśmy już doświadczenie w pracy z dziećmi i młodzieżą i postanowiliśmy złożyć wniosek do Programu RITA.
Jak znalazłyście partnerów?
Przez muzyków z grupy UNDER7 dostałyśmy się do centrum kultury ODISHI, a dalej do Gangeoba – który jest odpowiednikiem naszego urzędu gminy. Po wstępnych rozmowach i konsultacjach ustaliliśmy, że najlepszym terenem dla naszych działań będzie wioska Rukhi, gdzie ponad połowę z około pięciu tysięcy mieszkańców stanowią uchodźcy. Rukhi położone jest 5 kilometrów od granicy z Abchazją i 7 od Zugdidi. Urzędnicy z Gangeoba skontaktowali nas ze szkołą w Rukhi.
Zaplanowaliśmy dwa uzupełniające się działania – nagranie i wydanie płyty grupy UNDER7 wraz z dziećmi uchodźców, uczniami szkoły w Rukhi oraz wybudowanie przestrzeni rekreacyjnej dla dzieci szkoły i mieszkańców wioski.
Dzięki dofinansowaniu z RITY wydaliśmy płytę pt. JUST7 zawierająca siedem autorskich utworów grupy UNDER7, w nagraniach uczestniczyli uczniowie szkoły w Rukhi. Przed nagraniem płyty, wybrane dzieci brały udział w zajęciach śpiewu. Część dzieci uczestniczyła w zajęciach plastycznych. W trakcie zajęć uczniowie szkoły w Rukhi przygotowali rysunki, które wykorzystaliśmy do stworzenia okładki płyty. Prace, które nie zostały wykorzystane do stworzenia okładki płyty, przywieźliśmy do Polski. W Bibliotece Publiczne w Ostaszewie pod Toruniem przygotowaliśmy wystawę prac uczniów ze szkoły w Rukhi.
Zorganizowaliśmy też telemost – dzieciaki mogły zadawać sobie pytania, pogadać przez skypa. Dzieci z Zugidi i dzieci z Ostaszewa zobaczyły, że są inne dzieci na świecie, które mają podobne problemy. Dzieci z Ostaszewa przygotowały też rysunkowe pozdrowienia dla dzieciaków z Rukhi.
Skąd wziął się pomysł na drugi projekt – dla osób z niepełnosprawnościami?
Szkoła w Rukhi – partner naszego projektu była przystosowana – przynajmniej w teorii, do potrzeb dzieci niepełnosprawnych, ale tych dzieci w ogóle nie było widać. Zauważyłyśmy, że w Gruzji, w przestrzeni publicznej, prawie nie widać osób niepełnosprawnościami. Pomyślałyśmy, że to ważny temat.
Jak w takim razie znalazłyście te osoby?
Lwią pracę wykonała Stasia, która była na miejscu, zaczęła szukać tych osób, rozpytywać. Stasia znalazła też dwóch partnerów naszego projektu – Stowarzyszenie HANGI i Radio Atinati. Okazało się, że sytuacja osób z niepełnosprawnościami jest nawet trudniejsza, niż początkowo myślałyśmy.
Dlaczego szkoła w Rukhi była przystosowana tylko teoretycznie?
Nauczyciele pokazywali nam np. salę, w której były krzesła – można by je porównać do takich naszych krzeseł do karmienia dla niemowlaków, nie było natomiast żadnych pomocy naukowych, żądnego programu pracy. No i przede wszystkim tych dzieci w szkole w ogóle nie było widać. To nas bardzo zdziwiło. Widać było też ogromny brak akceptacji dla tematu niepełnosprawności.
Z czego wynika ten brak akceptacji?
Myślę, że z braku świadomości, z pewnych kulturowych przyzwyczajeń. W czasie ZSRRR promowano koncepcję zdrowego społeczeństwa, które osiągało same sukcesy. Ta polityka wychowania „zdrowego człowieka” nie dawała niejako prawa, przyzwolenia, na istnienie osób z niepełnosprawnością. Obowiązywała zasada „sowiecki obywatel to zdrowy obywatel”. Osoby z niepełnosprawnościami były marginalizowane, niedoceniane i w konsekwencji niejako chowane przez wzrokiem pozostałej części społeczeństwa. Z tego wynika wiele konsekwencji – na przykład znikome dostosowanie infrastruktury całego państwa do potrzeb osób niepełnosprawnych.
Podczas wizyt u nas Gruzini dowiadują się, że ich system rehabilitacji osób niepełnosprawnych jest zły. Że nie ma kadry pedagogicznej, nie ma trenerów. W Polsce, 30 lat temu, sytuacja wyglądała podobnie. Pokazujemy im, jak może być, dzielimy się naszym doświadczeniem. Ale trzeba w to włożyć ogrom pracy. U nas to rodzice skrzyknęli się, zaczęli zakładać fundacje, szkoły dla osób niepełnosprawnych. W Gruzji nie ma takiego ruchu, bo dzieci niepełnosprawne się ukrywa.
Osoby niepełnosprawne w Gruzji naprawdę są tak wyobcowane?
Z naszych obserwacji tak – przynajmniej w tym rejonie, w którym pracowałyśmy. Nasza znajoma ma pięcioletnią córkę. Kiedy okazało się, że dziecko jest niepełnosprawne, zostawił ja mąż twierdząc, że to jest jej wina. W szkole w Zugdidi podjęto próbę utworzenia oddziału integracyjnego – ale w krótkim czasie po utworzeniu klasy integracyjnej rodzice zaczęli z tej szkoły zabierać swoje „zdrowe” dzieci. Gdyby pytałyśmy o osoby z niepełnosprawnościami poszukując uczestników naszego projektu, wiele osób mówiło, że w Gruzji nie ma takich osób, bo zdrowo się żyje.
Stąd pomysł na kampanię społeczną?
Chcieliśmy pokazać, że osoby z niepełnosprawnościami mają takie same potrzeby i w niektórych aspektach, takie same możliwości, jak my. Zrobiliśmy sesję zdjęciową, przygotowaliśmy plakaty i audycje radiowe pokazujące osoby z niepełnosprawnościami w różnych sytuacjach. To, że mogą się uczyć, tańczyć w balecie, grać na bębnach, czy malować. Już samo namówienie tych osób, które miały pozować do zdjęć było trudne. Pokazać – tak jestem osobą niepełnosprawną, albo tak – moje dziecko jest niepełnosprawne, to był duży krok.
Zorganizowałyśmy też wizytę studyjną w Polsce dla naszych partnerów – spotkania w urzędzie
miasta, w urzędzie marszałkowskim, w Fundacji Ducha, Fundacji Arkadia, w Specjalnym Ośrodku Szklono-Wychowawczym. Chcieliśmy pokazać im zmiany, jakie zaszły w naszym społeczeństwie w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Zademonstrować metody pracy z osobami z niepełnosprawnościami, podsunąć nowe rozwiązania, które można wdrożyć w Gruzji. Dzięki staraniom wielu grup i osób ta sytuacja zmieniła się. Powstały organizacje, które bronią ich praw, system wsparcia, przestrzeń publiczna jest lepiej dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Polski system nie jest doskonały, ale zmiana jest zauważalna.
Były też audycje radiowe?
Tak, w radiu Atinari nasza znajoma dziennikarka prowadziła audycje o niepełnosprawności. Głos w dyskusji zabrali politycy, urzędnicy, ludzie kultury, nauczyciele, osoby z niepełnosprawnościami, przedstawiciele duchowieństwa. Salome, która prowadziła te reportaże mówiła, że mają duży oddźwięk. Ludzie dzwonili, mówili, że „tak, ja też mam osobę niepełnosprawną w rodzinie, chcę o niej opowiedzieć”.
Z okazji światowego dnia walki z dyskryminacją osób z niepełnosprawnościami, obchodzonego co roku 5 maja, zorganizowaliśmy dużą imprezę w środku miasta. Muzycy z Under7 na niej zagrali, a dzieci z Rukhi były naszymi wolontariuszami.
Dla mnie bardzo ważne jest też to, co udało się zrobić dla wielu osób indywidualnie. To, że grupa młodych chłopaków wydała płytę, że dzieci mają przyjazną przestrzeń do zabawy, że ktoś ma nowy wózek i może nim pojechać w świat. To, że jedna z matek przyjechała do Torunia i nauczyła się rehabilitować swoje dziecko.
Jedna z naszych znajomych ma niepełnosprawność nabyta w wyniku wypadku samochodowego. Sympatyczna, drobna, inteligentna dziewczyna. Ma wózek inwalidzki i 180 lari renty – czyli około 360 złotych. Przez wiele lat miała wózek po inwalidzie wojennym z Ukrainy. Ten wózek był dla niej za duży i za ciężki, znacznie utrudniał jej poruszanie się. Konsekwencją dwóch projektów zrealizowanych przez nas w Gruzji w ramach Programu RITA – „Przyjazny świat” i „Ja też mogę” był trzeci projekt finansowany z MSZ w ramach Polskiej Pomocy Rozwojowej „Razem możemy więcej”. W ramach tego projektu do Gruzji pojechali specjaliści od aktywnej rehabilitacji. Rozpuścili wici, że szukamy wózka. Znajoma, znajomej przekazała wózek dla tej Sofi. Lekki, dopasowany, ergonomiczny. Powiedziała nam potem, że nigdy nie myślała, że może dostać coś lepszego, niż ma.
Tekst: Małgorzata Łojkowska
Zdjęcia: Agnieszka Siejka, Ilona Kurashvili, Renata Lesner-Szwarc
W ramach Programu Rita Fundacja VERDA zrealizowała dwa projekty: „Przyjazny świat – przestrzeń integracyjno-kulturotwórcza dla mieszkańców Rukhi” oraz „JA TEŻ MOGĘ! Kampania społeczna na rzecz osób z niepełnosprawnością.” Z Programu Rita pochodził także wkład do trzeciego projektu „Razem możemy więcej” – finansowanego w ramach Polskiej Pomocy Rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych.